Jak zaoszczędzić 800 000 zł w rok?

Pomysł zakupu dystrybutorów wody do szkół podstawowych i gimnazjów w gminie Jarocin uważam za świetny. (opis projektu na https://www.facebook.com/KROPLAwSZKOLE )

O wodzie można pisać wiele. Ja jednak skupię się w tym krótkim tekście nad ekonomiczną korzyścią płynącą z realizacji tego pomysłu.

Postanowiłem przeliczyć, jak mogą wyglądać koszty związane z zapewnieniem dziecku wody do picia.

Załóżmy, że rodzic kupuje dziecku 0,5 litra wody butelkowanej każdego dnia spędzonego przez pociechę w szkole, czyli 20 dni miesięcznie. Załóżmy, że przeciętna cena 0,5 L wody w butelce to 1 zł, czyli 2000 zł za 1000 litrów wody.

20 dni spędzonych w szkole miesięcznie * 10 miesięcy roku szkolnego * 1 zł = 200 zł

20 dni * 0,5 l * 10 miesięcy = 100 l wody kupionej przez rodzica

Jeżeli 0,5 l wody to 1 zł wynika z tego że 1 m­­­3 kosztuje 2.000 zł!

Obecnie w szkołach gminy Jarocin uczy się 4.143 dzieci, więc

4 143 * 200 zł = 828.600 zł rocznie wydanych przez rodziców na zakup wody butelkowanej dla dzieci.

 

Porównajmy to z kosztami wody wodociągowej.

Obecna cena 1000 l to 10,47 zł, czyli litr wody kosztuje 0,01047 zł, a więc ok. 1 grosz.   

Liczymy dalej.

20 dni * 10 miesięcy * 1 grosz dziennie = 2 zł rocznie – tyle wynosi całoroczny koszt wody dla 1 ucznia.

4 143 uczniów * 2 zł = 8 286 zł

 Jest to całkowity roczny koszt wody dla wszystkich uczniów przy założeniu spożycia dziennego 0,5 litra przez 200 dni obecności w szkole.

Oszczędności, jakie z tego wynikają:

828 600 zł – 8 286 zł = 820.314 zł

Jeżeli doliczymy koszty eksploatacyjne (ok. 200 zł rocznie na zmianę filtrów) to oszczędności wyniosą ok. 820.000 zł – słownie: osiemset dwadzieścia tysięcy złotych!

 

Zastanówmy się nad kosztami zakupu i montażu dystrybutorów, czyli 60.000 zł i policzmy, ile czasu potrzeba na zwrot tej inwestycji.

820.000 zł : 10 miesięcy szkoły = 82.000 zł miesięcznie oszczędności

82.000 : 30 dni = 2.733 zł dziennie oszczędności

2.733 zł * x dni = 60 000zł

x = 22 dni

Koszty tej inwestycji zwróciłyby się wciągu 22 dni!

 

Bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP)

Czy wyobrażasz sobie taki kraj, w którym każdy obywatel niezależnie od tego w jakiej znajduje się sytuacji materialnej i tak otrzymuje od państwa co miesiąc pewną stałą kwotę pieniędzy? Podkreślam, niezależnie od tego, czy jesteś studentem, bezrobotnym, czy osobą pracującą! Państwo zobowiązuje się do stworzenia każdemu obywatelowi konta bankowego, na które będzie co miesiąc wpłacać ustaloną kwotę, gwarantując tzw. minimum socjalne (na polskie warunki od 800 do 1000 zł). Nachodzą Cię wątpliwości? Zastanawiasz się, skąd wziąć na to wszystko pieniądze? W myśl projektu jaki proponuje Dom Wszystkich Polska, opierając się na pomysłach Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej, zostałyby zlikwidowane wszelkie inne formy świadczeń socjalnych, co umożliwiłoby usunięcie kosztującej olbrzymią ilość pieniędzy machiny urzędniczej odpowiedzialnej za rozporządzanie pieniędzmi. Rozważane jest również podniesienie niektórych podatków, np. od konsumpcji, dóbr luksusowych czy zachowań szkodzących środowisku. Równocześnie jednak zachowane zostałyby usługi socjalne, takie jak np. opieka medyczna czy bezpłatna edukacja.

Nadal nie możesz uwierzyć w to, co piszę? Myślisz, że to jakiś żart? Zobacz więc poniższy film:

Zwolennicy idei BDP argumentują, iż zagwarantowanie pewnego rodzaju minimum dla wszystkich zapobiegnie wykluczeniu społecznemu osób, które teraz muszą „spowiadać się” ze swojej sytuacji finansowej po to, żeby otrzymać pomoc. Równocześnie przytaczany jest argument stabilności, która poprawiłaby kondycje psychiczną społeczeństwa, uwalniając je od niepokoju związanego z utratą środków koniecznych do przeżycia.

Czas, żebym wtrącił w te idee swoje cztery litery…

Przyznać muszę, że sama idea wydaje się ciekawa. Jednak, przynajmniej na razie, argumenty przytaczane przez zwolenników BDP nie do końca do mnie przemawiają. Zastanawiam się nad realnymi skutkami społecznymi, jakie mogłyby zaistnieć po wprowadzeniu tego pomysłu w życie.

Nie mniej jednak, myślę, że warto otworzyć debatę na ten temat. Mam nadzieje, ze niezależnie od tego, jaki będzie jej wynik, zostaną poruszone również inne ważna kwestie, z którymi musi się borykać obecny system pomocy socjalnej.

Transplantacja mikroflory jelitowej

Przyzwyczajeni jesteśmy do kolejnych niesamowitych odkryć, jakimi może poszczycić się współczesny świat medycyny. Ciągle słyszymy o odkryciu nowego leku, który pomoże w zwalczeniu nieuleczalnej choroby, czy też widzimy co jakiś czas w telewizji niezwykłe urządzenia służące do diagnostyki chorób lub roboty wykorzystywane w operacjach chirurgicznych. Wszystko to jest takie czyste, białe, nieskazitelne. Wydawać by się mogło, że współczesnej medycynie obce są problemy związane z „estetyką leczenia”. A jednak…

1-c-difficile-vaccinenewsdaily-com_Co powiedzielibyście na terapię polegającą na wykonaniu lewatywy z… (uwaga, uwaga!) cudzego kału? Wydaje się obrzydliwe, prawda? W rzeczywistości istnieje taki sposób leczenia nazwany „transplantacją mikroflory jelitowej” (FTM – fecal microbiota transplantation). Zabieg polega na pobraniu od odpowiedniego „dawcy” próbki fekaliów, następnie pobrany materiał jest rozcieńczany w odpowiednim roztworze i aplikowany w postaci lewatywy pacjentowi (biorcy). Leczenie to jest stosowane w przypadku osób, u których przeprowadzono wcześniej terapię antybiotykową powodującą wyniszczenie naturalnej flory bakteryjnej jelit chorego. Skrajne wyjałowienie układu pokarmowego z pożytecznych mikroorganizmów może doprowadzić do zapalenia okrężnicy spowodowanym namnożeniem się Clostridium difficile. Objawami rzekomobłoniastego zapalenia jelit są: częste i krwawe biegunki, silne bóle brzucha, gorączka i odwodnienie organizmu. „Przeszczep fekalny” ma zadanie dostarczenie odpowiedniej flory bakteryjnej w celu wyeliminowania  chorobotwórczego przetrwalnika. Okazuje się, że ta „niesmaczna” terapia jest o wiele bardziej skuteczna od standardowego leczenia.

Niestety dla FDA (Food and Drug Administartion) ważniejsze od pozytywnych efektów terapii okazały się niesmaczne skojarzenia, jakie może budzić leczenie.  Postanowiono więc utrudnić dostęp do kałowych lewatyw, zmuszając lekarzy do wcześniejszego złożenia wniosku o pozwolenia na prowadzenie leczenia (co wydłużyło czas oczekiwania na leczenie o 30 dni!). Interesujące jest to, że sami pacjenci stosujący terapię, jak zapewniają lekarze, nie czuli obrzydzenia, a raczej z nadzieją czekali na poprawienie stanu zdrowia i zwalczenie okropnej choroby.

Nie jest to jedyny przypadek kontrowersyjnej, a zarazem skutecznej terapii. Za kolejny przykład może posłużyć wykorzystanie larw much do oczyszczania ran z obumarłych fragmentów skóry. Leczenie to, wykorzystywane np. w tzw. stopie cukrzycowej, zapobiega powstawaniu martwicy skóry i przyspiesza gojenie się rany. Efekty tego „obrzydliwego” leczenia są niesamowite, jednak i tutaj pojawiały się pewne opory przed wprowadzeniem tego leczenia z powodu niemiłych skojarzeń. Co ciekawe pozytywny PR wymusił zmianę larwoterapii na biochirurgię – bo tak ładniej brzmi.

A czy wy brzydzilibyście się skorzystać z takiego leczenia?

Żródła:

1. http://en.wikipedia.org/wiki/Fecal_bacteriotherapy

2. Scientific American, wrzesień 2013, nr. 9, s. 75

3. http://nasz-gabinet.pl/larwoterapia

Atomowy chłopiec

ibm

Firma IBM już tak ma, że lubi grzebać w świecie atomów. Do historii przeszło zdjęcie napisu „IBM” składającego się z 35 atomów ksenonu ułożonych na podłożu niklowym. Dzięki temu naukowcy udowodnili, że, wykorzystując skaningowy mikroskop tunelowy, możliwe jest układanie atomu po atomie. Jednak od tego niebywałego osiągnięcia minęły już prawie 24 lata. Po tak długiej przerwie przyszedł więc czas na kolejny „atomowy” sukces firmy, którym jest zaprezentowany w maju „najmniejszy” film świata, zatytułowany: „A boy and his atom”.


Każda „kropka”, którą możemy oglądać, to w rzeczywistości cząsteczka dwutlenku węgla umieszczona na podłożu miedziowym, z uwidocznionym jednym atomem tlenu. Samo powstawanie filmu Andreas Heinrich, szef naukowy IBM Research, porównuje do tworzenia animacji za pomocą figurek z gliny: „(…) lepicie swojego Wallace’a i Gromita, umieszczacie ich na scenie i robicie zdjęcie. Następnie zmieniacie położenie figurek i robicie kolejne zdjęcie”[1]. Trzeba jednak przyznać, że ten krótki, bo składający się z 242 klatek, film jest nie tylko zwykłym „filmem animowanym” czy materiałem edukacyjnym, ale przede wszystkim prezentacją postępu technologicznego jaki nastąpił w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

[1] – „Świat nauki” sierpień 2013 nr 8, s. 11

Jarocińskie kulinaria

Szanowny podróżniku, cudzoziemcu, wędrowcu, jeżeli znajdziesz się na ziemi jarocińskiej, nie możesz odmówić sobie spróbowania lokalnych potraw. Są przepyszne, typowo polskie, lecz trzeba uważać, ponieważ do ich przyrządzenia używa się – często w nadmiarze – pieprzu i chrzanu. Przyprawy te wręcz masowo dodawane są do każdego powstającego w Jarocinie jedzenia. To tak powszechny zwyczaj, że nawet nasi włodarze uwielbiają pieprzyć i chrzanić wszystko co się da i wszędzie gdzie tylko im się uda. W ten oto sposób Jarocin może pretendować do ligi miast najbardziej spieprzonych oraz pochrzanionych. Bez znaczenia, czy mówimy o kulturze, ekonomii czy infrastrukturze naszego miasta, szanowny wędrowcze, we wszystkim poczujesz wyrazisty smak. Możesz znaleźć tutaj takie smakołyki jak: „strefa ekonomiczna”, która swoją ostrością odpycha wszystkich inwestorów, „spółki gminne”, generujące same straty, „jarociński ser”, w którego obfituje większość dróg czy też „jarociński kociołek” – jego głębokość mierzona jest w około 127 mln złotych zadłużenia (wraz ze spółkami). To potrawa starająca się o wpisanie na unijną listę regionalnych specjałów!!! Ostre kulinaria, ale trzeba przyznać, że nadzwyczaj tradycyjne! Wydaje się, że nie ważne, kto znajduje się za wielkim, kuchennym stołem obfitości – wszyscy bez wyjątku wrzucają do potraw te dobrze znane nam dodatki.

W sumie, gdyby uznać cukier za przyprawę, można powiedzieć, że czasem dla urozmaicenia niektórzy trochę słodzą, organizując spotkania dla mieszkańców, których celem jest stworzenie wrażenia samorządności i wpływu szarego mieszkańca na życie w mieście. Szanowny gościu, znajdziesz tutaj wszelkiego typu imprezy – tak słodkie, że aż zęby bolą. Być może dlatego jarociniacy niezbyt licznie chodzą na „eventy” organizowane w parkach, na basenach czy „rynkowych piaskownicach”.

Muszę jednak przyznać z ręką na sercu, że mimo iż jestem rodowitym jarociniakiem, to potrawy tak przyprawione wychodzą mi bokiem. Mam ochotę na coś świeżego, lekkiego i przede wszystkim zdrowego. Żywię cichą nadzieję, że pojawi się osoba pokroju Magdy Gessler, która śmiało wejdzie do naszej kuchni i wreszcie zrobi porządek, odświeżając starą restaurację, którą stał się Jarocin. Pytanie tylko, czy jest ktoś taki w naszym mieście?