Transplantacja mikroflory jelitowej

Przyzwyczajeni jesteśmy do kolejnych niesamowitych odkryć, jakimi może poszczycić się współczesny świat medycyny. Ciągle słyszymy o odkryciu nowego leku, który pomoże w zwalczeniu nieuleczalnej choroby, czy też widzimy co jakiś czas w telewizji niezwykłe urządzenia służące do diagnostyki chorób lub roboty wykorzystywane w operacjach chirurgicznych. Wszystko to jest takie czyste, białe, nieskazitelne. Wydawać by się mogło, że współczesnej medycynie obce są problemy związane z „estetyką leczenia”. A jednak…

1-c-difficile-vaccinenewsdaily-com_Co powiedzielibyście na terapię polegającą na wykonaniu lewatywy z… (uwaga, uwaga!) cudzego kału? Wydaje się obrzydliwe, prawda? W rzeczywistości istnieje taki sposób leczenia nazwany „transplantacją mikroflory jelitowej” (FTM – fecal microbiota transplantation). Zabieg polega na pobraniu od odpowiedniego „dawcy” próbki fekaliów, następnie pobrany materiał jest rozcieńczany w odpowiednim roztworze i aplikowany w postaci lewatywy pacjentowi (biorcy). Leczenie to jest stosowane w przypadku osób, u których przeprowadzono wcześniej terapię antybiotykową powodującą wyniszczenie naturalnej flory bakteryjnej jelit chorego. Skrajne wyjałowienie układu pokarmowego z pożytecznych mikroorganizmów może doprowadzić do zapalenia okrężnicy spowodowanym namnożeniem się Clostridium difficile. Objawami rzekomobłoniastego zapalenia jelit są: częste i krwawe biegunki, silne bóle brzucha, gorączka i odwodnienie organizmu. „Przeszczep fekalny” ma zadanie dostarczenie odpowiedniej flory bakteryjnej w celu wyeliminowania  chorobotwórczego przetrwalnika. Okazuje się, że ta „niesmaczna” terapia jest o wiele bardziej skuteczna od standardowego leczenia.

Niestety dla FDA (Food and Drug Administartion) ważniejsze od pozytywnych efektów terapii okazały się niesmaczne skojarzenia, jakie może budzić leczenie.  Postanowiono więc utrudnić dostęp do kałowych lewatyw, zmuszając lekarzy do wcześniejszego złożenia wniosku o pozwolenia na prowadzenie leczenia (co wydłużyło czas oczekiwania na leczenie o 30 dni!). Interesujące jest to, że sami pacjenci stosujący terapię, jak zapewniają lekarze, nie czuli obrzydzenia, a raczej z nadzieją czekali na poprawienie stanu zdrowia i zwalczenie okropnej choroby.

Nie jest to jedyny przypadek kontrowersyjnej, a zarazem skutecznej terapii. Za kolejny przykład może posłużyć wykorzystanie larw much do oczyszczania ran z obumarłych fragmentów skóry. Leczenie to, wykorzystywane np. w tzw. stopie cukrzycowej, zapobiega powstawaniu martwicy skóry i przyspiesza gojenie się rany. Efekty tego „obrzydliwego” leczenia są niesamowite, jednak i tutaj pojawiały się pewne opory przed wprowadzeniem tego leczenia z powodu niemiłych skojarzeń. Co ciekawe pozytywny PR wymusił zmianę larwoterapii na biochirurgię – bo tak ładniej brzmi.

A czy wy brzydzilibyście się skorzystać z takiego leczenia?

Żródła:

1. http://en.wikipedia.org/wiki/Fecal_bacteriotherapy

2. Scientific American, wrzesień 2013, nr. 9, s. 75

3. http://nasz-gabinet.pl/larwoterapia

Atomowy chłopiec

ibm

Firma IBM już tak ma, że lubi grzebać w świecie atomów. Do historii przeszło zdjęcie napisu „IBM” składającego się z 35 atomów ksenonu ułożonych na podłożu niklowym. Dzięki temu naukowcy udowodnili, że, wykorzystując skaningowy mikroskop tunelowy, możliwe jest układanie atomu po atomie. Jednak od tego niebywałego osiągnięcia minęły już prawie 24 lata. Po tak długiej przerwie przyszedł więc czas na kolejny „atomowy” sukces firmy, którym jest zaprezentowany w maju „najmniejszy” film świata, zatytułowany: „A boy and his atom”.


Każda „kropka”, którą możemy oglądać, to w rzeczywistości cząsteczka dwutlenku węgla umieszczona na podłożu miedziowym, z uwidocznionym jednym atomem tlenu. Samo powstawanie filmu Andreas Heinrich, szef naukowy IBM Research, porównuje do tworzenia animacji za pomocą figurek z gliny: „(…) lepicie swojego Wallace’a i Gromita, umieszczacie ich na scenie i robicie zdjęcie. Następnie zmieniacie położenie figurek i robicie kolejne zdjęcie”[1]. Trzeba jednak przyznać, że ten krótki, bo składający się z 242 klatek, film jest nie tylko zwykłym „filmem animowanym” czy materiałem edukacyjnym, ale przede wszystkim prezentacją postępu technologicznego jaki nastąpił w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.

[1] – „Świat nauki” sierpień 2013 nr 8, s. 11